piątek, 13 lutego 2015

Powrót przebierańców z Iowa

  Slipknot .5 The Gray Chapter (2014) 

Sześć lat. Tyle fani Slipknota musieli czekać na nowy piąty album. Nie jest to zbyt płodny zespół, ale pierwsze trzy płyty w pewnych kręgach mogą uchodzić za kultowe. Inaczej miała się rzecz z czwartym krążkiem All hope is gone. Spadła na niego fala krytyki. Fakt że odstawał od poprzednich (chociaż mi osobiście się podobał). Jednak nadzieje fanów na kolejny krążek były tym większe. Może nie jestem aż takim wielbicielem i wyznawcą by paradować w ich koszulce, ale po prostu lubię ich muzykę i mam do nich sentyment. No i byłem ciekaw. Czasem taki powrót po latach i dla mnie i dla zespołu jest miłym zaskoczeniem. Wiadomo że nie jestem już w gimnazjum, no i ile mam lat żeby się jarać Slipknotem? ;) Myślałem że "wyrosłem" z ich muzyki. Jak się okazuje nic bardziej mylnego.

"Step inside! See the devil in I!"

To Slipknot w starym dobrze znanym stylu. Płyta jest mocniejsza od poprzedniej i nie ma co ukrywać zwyczajnie lepsza. Są tu dobrze wyważone proporcje między metalowym łojeniem a "piosenkowym śpiewaniem" (taki śmieszny termin :D ale mam nadzieję że wiadomo o co chodzi). Ktoś mógłby pomyśleć że udzielanie się Corey'a Taylora w rockowym i łagodniejszym Stone Sour stępiło jego wokal. Błąd. Wokalista ten wciąż potrafi ryknąć, krzyczeć i wypluwać z siebie słowa z niesamowitą szybkością tak jak to było na pierwszych płytach Slipa. Momentami z kolei potrafi łagodnie zaśpiewać co też jest dla niego charakterystyczne. W warstwie instrumentalnej to również typowy Slipknot którego styl rozpoznaje się po pierwszych uderzeniach perkusji, gitar i innych efektów dźwiękowych.

"Walk with me
Don't let this fucking world tear you apart!"

Parę słów o numerach. Moim faworytem jest niewątpliwie Custer. Esencja agresywnego stylu tego zespołu. Powtarzająca się fraza: "Cut! Cut! Cut me up! And fuck! Fuck! Fuck me up!" nie wydaje się może zbyt inteligentna ale brzmi świetnie. Idealny numer na tzw. wkurwa i wyładowanie emocji. Na drugim miejscu są The Negative One i singiel The Devil in I. Do obu powstały teledyski. Bardzo dobrze wyważone numery z chwytliwymi refrenami. Generalne 3/4 utworów na tej płycie to metalowy wpierdol zwrotek przeplatany chwytliwym refrenem. Pozostałe piosenki to te takie typowe quasi-ballady slipknotowe, tudzież wolniejsze utwory, które się rozwijają w mocniejsze brzmienie (Goodbye, If Rain is what you want, czy otwierające intro XIX). Właściwie to nie ma tu czegoś takiego jak "słabszy kawałek". Każdy jest porcją która zadowoli fana slipknotowego brzmienia. Problem pojawia się gdy słuchamy całej płyty od góry do dołu. 14 utworów to dużo. Może się pojawić wrażenie zmęczenia materiału. To płyta której lepiej słucha się po kawałku. Co do warstwy tekstowej. Nigdy nie była to erudycja, ale przecież nie tego oczekujemy od zespołu który nagrał kiedyś utwór zatytułowany People=Shit. Ale jakoś tak czuje że za stary już jestem na takie teksty jak "Die and fuckin love me!" czy "The world will never see another crazy motherfucker as you!". Trochę się czepiam, bo te teksty w sumie fajnie brzmią wypluwane przez Coreya. O ile się zbytnio nad nimi nie zastanawiamy to jest okej, takie tam do pokrzyczenia.

 


Podsumowując, jest to bardzo udana płyta. Panowie z Iowa pokazali że po latach wciąż potrafią wyjść z dobrym materiałem. Może nie jest to wyrafinowany i skomplikowany metal ale .5 The Gray Chapter przeniosło mnie w czasy wieku gimnazjalnego kiedy to szalałem przy pierwszej płycie Slipknota :) To właśnie taka dobra płyta do poszalenia i przypomnienia sobie stylu tego zespołu z horrorowatym wizerunkiem jego członków :)
  1. XIX
  2. Sarcastrophe
  3. AOV
  4. The devil in I
  5. Killpop
  6. Skeptic
  7. Lech
  8. Goodbye
  9. Nomadic
  10. The One That Kills The Least
  11. Custer 
  12. Be Prepared for Hell
  13. The Negative One
  14. If Rain is what you want
Ocena 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz