środa, 18 lutego 2015

Do gwiazd, poza czas i przestrzeń i jeszcze dalej...

"2001: Odyseja Kosmiczna" Arthur C. Clarke (1968)

Visa-a-Vis etiuda, 2008 r. 200 s.

Kiedyś byłem zachwycony filmem Stanleya Kubricka, ale teraz po zapoznaniu się z literacką wersją ten zachwyt znacznie przygasł. Prawdziwy geniusz jest w powieści Clarke'a! Historia tak książki jak i filmu jest dość długa i skomplikowana, obie wersje powstawały równocześnie, a Clarke i Kubrick wielokrotnie się konsultowali. Zainteresowanych szczegółami tej współpracy odsyłam do artykułu: http://esensja.stopklatka.pl/film/recenzje/tekst.html?id=485

Ja jednak jestem zdania że Kubrickowa "Odyseja" to jedynie wizualne odbicie tego co mamy w książce (co prawda perfekcyjne pod względem formy ale tylko odbicie). I choć wciąż jest to arcydzieło sztuki filmowej, to jednak TYLKO i AŻ filmowej. Kinematograficzne mistrzostwo formy, ale braki w treści po obcowaniu z powieścią są uderzające! To właściwie dwa różne media, które łączy przede wszystkim tytuł i ogólna koncepcja.

"Dziwnym zrządzeniem losu w naszej galaktyce, którą jest Droga Mleczna, znajduje się około stu miliardów gwiazd. Tak więc dla każdego człowieka, który kiedykolwiek stąpał po Ziemi, świeci jedna gwiazda naszej Galaktyki."

Uważam że powieściowa "Odyseja Kosmiczna" góruje nad ekranizacją. Śmiem twierdzić że jest ona jeszcze bardziej widowiskowa! Dopracowana pod względem zgodności naukowej (co nie dziwi, wszak Arthur Clarke był fizykiem i astronomem), a przy tym emocjonująca. Przez chwilę możemy się poczuć naprawdę jak w kosmosie. A ostatnie rozdziały mówiąc kolokwialnie rozwaliły mi mózg :) Czytałem z otwartą gębą. Science fiction - jeśli można coś nazwać definicją tego terminu to jest nią niechybnie ta powieść. Wymieszanie nauki z fikcją w idealnych proporcjach. Ale kto wie czy jedynie fikcją? Opisana w "Odyseji.." hipoteza na ewolucję człowieka i nasze pochodzenie wydaje mi się tyleż niepokojąca co raczej piękna. Powiem więcej, chciałbym aby Arthur C. Clarke miał rację. Po dotarciu do ostatniej strony byłem dość oszołomiony i rozstrojony (mój osobisty symptom że przeczytana właśnie książka była szczególna i wybitna), a o poruszanych w niej kwestiach, tezach i hipotezach myślałem przez dłuższy czas i cały czas myślę. Na mnie "Odyseja Kosmiczna" wywarła (adekwatnie do nazwy) kosmiczne wrażenie. Co więcej, okazała się ona paradoksalnie straszną i piękną książką zarazem, może to nietypowe w stosunku do kategorii SF ale tak właśnie na mnie zadziałała. Arcydzieło literatury kosmicznej. Powieść dla ludzi którzy patrzą w gwiazdy i mają poczucie że istnieje coś większego niż człowiek i my sami... choćby był i to sam bezmiar kosmosu i wszechświata.

"Bez broni, którą tak często zwracał przeciwko sobie, Człowiek nigdy nie podbiłby świata. Włożył w nią całe swoje umiejętności, ona zaś służyła mu dobrze przez wieki. Jednak teraz - dopóki istnieje broń - Człowiek otrzymuje czas na kredyt."

Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz