wtorek, 17 lutego 2015

Niewytłumaczalny fenomen szwedzkiego boomu

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stieg Larsson (2005)

Czarna Owca, 2008 r. 640 s.

Kurde bela! Co jest?! O co chodzi? Skąd ten cały kult i szum? Po prostu dobry kryminał jakich wiele (tak, jakich wiele! wystarczy tylko dobrze poszukać) i nic więcej. Nic rewolucyjnego, nic wybitnego, czy ponad to co prezentuje reszta szwedzkich (i nie tylko szwedzkich) kolegów po fachu Stiega Larssona. Przykład świetnego marketingu i reklamy bo inaczej tego boomu wytłumaczyć nie potrafię. Oto jak łatwo dajemy sobie wcisnąć i uznać za wielce ponadprzeciętną książkę z etykietką "bestseller". Wkurza mnie to bo równie dobrze taki rozgłos mogło uzyskać wielu innych autorów. Larsson wcale nie pisze jakoś wyraźnie lepiej od Mankella, Nessera, Edwardsona, powiedziałbym że wszyscy są na podobnym poziomie, może jedynie Larsson jest najbardziej przystępny, ale to i tak nie wyjaśnia tak olbrzymiej popularności. Cóż, ten fenomen pozostanie chyba dla mnie zagadką. 

Skupię się jednak na samej powieści. "Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet", ciekawy, intrygujący tytuł (choć nie da się ukryć że jest w nim pewien spoiler). Mimo mojej wcześniejszej krytyki uważam że to jest naprawdę dobra i wciągająca powieść w swoim gatunku, z precyzyjnie skrojoną intrygą i wyczuwalnym klimatem. Umiejscowienie akcji na jednej wyspie przywodzi na myśl twórczość Agathy Christie (motyw zamkniętego pokoju). Również rozwiązanie zagadki potrafi zaskoczyć i to nie raz. Sprawa Harriet, dzieje rodziny Vangerów i dochodzenie do prawdy przez Blomkvista to zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści. 

Problem jest gdzie indziej. Autor cierpi bowiem na słowotok. Książka jest niepotrzebnie rozwleczona, wątek Wennerstrona i machlojek finansowo-gospodarczych czy też wszystko co dzieje się wokół czasopisma "Millenium" uważam za zbędne, nudne i nic nie wnoszące do akcji. Ukrócenie powieści o jakieś sto, dwieście stron na pewno by jej nie zaszkodziło. A już zupełnie obyłoby się bez ostatnich osiemdziesięciu stron, gdzie po rozwiązaniu głównej zagadki Larsson ciągnie ten nudny wątek Wennerstroma nie wiadomo po co i w jakim celu, skoro napięcie już opadło. Strasznie się męczyłem czytając końcówkę. Postacie? Nie mam większych zastrzeżeń. Ani na plus ani na minus. Aczkolwiek Lisbeth Salander i Blomkvist raczej nie zapiszą się w mojej pamięci.

Duże oczekiwania i wymagania miałem względem tego tytułu. A im większe nadzieje tym większe rozczarowanie. Dobre czytadło, umiarkowanie wciągające, przystępnie napisane, z paroma chwilami napięcia i zwiększonego zaciekawienia. To samo mogę powiedzieć o wielu już przeczytanych przeze mnie kryminałach, czytało się też jednak i zdecydowanie lepsze. Dla kogoś kto przygodę z tym gatunkiem zaczyna od powieści Larssona rozumiem że może to być rewelacja i zachwyt. Mnie nic nic nie zachwyciło, prędzej zirytowało. Nie mam ochoty przekopywać się przez następną sześciuset-stronicową cegłę Larssona przeładowaną niepotrzebnymi detalami i wątkami. Po prostu wolę autorów nie rozdrabniających się, bez dłużyzn i wodolejstwa, skupiających się na samym wątku kryminalnym.

Ocena: 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz