wtorek, 24 lutego 2015

Codzienna szarówka szwedzkiego policjanta

"Morderca bez twarzy" Henning Mankell (1991)

W.A.B. 2004 r. 304 s.

Debiut Kurta Wallandera. Początek lat dziewięćdziesiątych w Szwecji wraz z jej liberalną polityką imigracyjną i otwartymi granicami jest bardzo istotnym tłem dla tego kryminału. Właściwie bardziej pasuje tu określenie "powieść policyjna" niż kryminał. Żadnej tam dedukcji w stylu Sherlocka Holmes'a, żadnej superinteligencji i bohaterskich obrońców sprawiedliwości o nadzwyczajnych umiejętnościach. Żadnych niesamowitych zwrotów akcji i nieustającego napięcia. Tylko mróz, monotonia i mrówcza praca całego zespołu szwedzkiej policji. Bardzo realistyczna powieść. Wallander to człowiek z krwi i kości o prawdziwych ludzkich słabościach. Mankell przeplata tutaj brnące jak przez błoto śledztwo wraz z osobistym szarym życiem policjanta w średnim wieku, stawiając jeszcze do tego niewesołą diagnozę społeczną i polityczną ówczesnej Szwecji. To tyle z atutów powieści. 

"Dla niego życie było ciągle zmieniającą się grą rozmaitych praktycznych problemów, domagających się rozwiązania. Gdzieś poza tym znajdowało się to, co nieuniknione, czego nie da się zmienić, żeby nie wiem jak długo zastanawiać się nad sensem, który i tak nie istnieje."

Może powiem inaczej: to wszystko co napisałem to broń obosieczna. Owszem to są zalety, zwłaszcza jeśli ktoś oczekuje od książek dużej dozy realizmu. Rozumiem też poniekąd wynikły z tego sukces Mankella. Tylko że to nie jest mój typ literatury kryminalnej który sprawiałby mi największą przyjemność. I w tym momencie zalety zamieniają się w wady. Ja jednak lubię przy tym gatunku pogłówkować, pokombinować, bawić się w tę grę między mną a autorem pod tytułem - "kto zabił?" Poczuć jakiś dreszczyk napięcia, dać się zwieść autorowi niespodziewanym zwrotem akcji itp. itd. U Mankella takich atrakcji nie ma. Jest za to pogłębiające się uczucie mozołu i beznadziei. Bardziej jak czytanie raportu policyjnego ze śledztwa niż czytanie powieści. Ta stylistyczna odległość od amerykańskich sensacji dla jednych będzie ogromnym plusem. Rozumiem to, ale jednak wolę zdecydowanie ten zachodni styl. Wolę po prostu książki z emocjami. Szukam odskoczni od monotonni codziennego życia, w "Mordercy bez twarzy" wskakujemy natomiast w jeszcze większą monotonię i szarówkę. Bardzo to chłodna lektura, bez emocji. Nie przepadam za takimi książkami, ale w jakiś tam sposób doceniam i rozumiem że mogą się one podobać.

Ocena: 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz